środa, 30 grudnia 2015

Gangsta - o czym? (Neko-Levi)

W Ergastulum, szemranej mieścinie pełnej mafiozów, złodziei, dziwek i sprzedajnych glin, są sprawy do jakich nie mieszają się nawet jego zblazowani mieszkańcy. "Złote rączki" Worick i Nicolas, znani jako "Benriya", podejmą się każdej brudnej roboty, czy to zleconej przez mafię, czy policję, byle zapłata była dobra. Dołącza do nich później Alex, była prostytutka, którą zainteresowało tajemnicze duo, w szczególności zaś niecodzienne zdolności Nica.


K-Project - o czym? (Neko-Levi)

Oryginalne anime przygotowywane przez Studio GoHands oraz “grupę nowatorskich twórców”, wliczając w to producenta Go Nakanishiego.
Czasy yakuzy dawno minęły. Dziś na ulicach Japonii walkę o dominację toczy między sobą siedmiu królów obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami. Równowaga zostaje zachwiana, gdy znikąd pojawia się jeszcze jeden król i bardzo poważnie nadeptuje na odcisk niewłaściwej osobie. Od tej pory ściga go całe miasto, a on, cierpiąc na amnezję po niefortunnym upadku, nie może zrozumieć, dlaczego nagle tak wielu ludzi próbuje go zabić.



Kuroko no Basket - recenzja

Przez długi czas słyszałam o "Kuroko no Basket". Nie rozumiałam, czym wszyscy się tak podniecają, więc postanowiłam zobaczyć, co to właściwie jest i wyszło na to, że... Jednej nocy spałam tylko niecałe 4 godziny, a kolejnej tylko 2, góra 2,5.
Nigdy nie sądziłam, że coś pochłonie mnie bardziej niż "Durarara!!", TG czy "Code Geass". To naprawdę było wciągające.

"Kuroko no Basket" skupia się wokół koszykówki, a więc mamy ten tytuł określony jako szkolne życie, szkolne kluby, sportowe... Czyli to, co mnie z miejsca odrzuca. Tak jak pisałam wcześniej, nie należy sugerować się gatunkami czy tematyką, ale na dobrą sprawę człowiek potrafi zabierać się za jeden tytuł kilka razy przez swoje wewnętrzne opory. Ogólnie chodzi o to, że gimnazjum Teiko było znane z najsilniejszej drużyny koszykówki, której pięciu członków głównego składu nazwano "Cudowną Generacją" (albo "Cudownym Pokoleniem", zależnie od tłumacza). Był też legendarny szósty gracz widmo, który był szanowany przez pozostałą piątkę. I to jest właśnie tytułowy Kuroko. Idzie do liceum, którego klub koszykówki taki zły znowu nie jest, ale do najlepszych nie należy.
 

W całej serii wkurzyło mnie jedno: o ile w 1 i 2 sezonie mecze są na pierwszym miejscu, o tyle 3 sezon skupił się na tym, by przybliżyć historię naszych pięciu cudów + Kuroko i na poszczególne mecze poświęcono około połowy sezonu.
Gagi nie psują momentów, a wręcz przeciwnie. Uzupełniają je śpiewająco. Postaci są różnorodne i dobrze to widać. Fabuła jest dobra, a kreska wręcz cudna.
Gorąco polecam osobom, które tego nie znają i mówi to osoba, która kieruje kursor w prawy górny róg ekranu, gdy widzi "sportowe" jako gatunek.

Charakterystyka: Touka Kirishima

Imię i nazwisko: Touka Kirishima
Urodziny: 1 lipiec
Znak zodiaku: Rak
Szkoła: LO Kiyomi, 2 klasa
Grupa krwi: 0
Wzrost: 156 cm
Waga: 45 kg
Lubi: życie szkolne i króliki
Nienawidzi: inspektorów ghouli, idiotów, literatury klasycznej

Charakterystyka: Ken Kaneki

Imię i nazwisko: Ken Kaneki
Urodziny: 20 grudzień
Znak zodiaku: Strzelec
Szkoła: Uniwersytet Joui, wydział literatury, pierwszy rok japonistyki
Grupa krwi: AB
Wzrost: 169 cm
Waga: 55 kg
Rozmiar stopy: 25,5 cm
Lubi: czytanie książek, elokwencję, inteligentne dziewczyny i hamburgery.

Tokyo Ghoul tom 2

Drugi tom "Tokyo Ghoul". Na przodzie obwoluty śliczna Touka, na tyle króliczek... A treść? Kaneki coraz bardziej upodabnia się do ghouli. Z pomocą przychodzi mu Yoshimura i nasz protagonista aka "flaki z olejem" (no przepraszam, ale w początkowych tomach nie da się go inaczej określić) rozpoczyna pracę w Anteiku. Na horyzoncie pojawia się największe zagrożenie dla pożerających ludzi istot, inspektorzy ghouli, tzw. "gołębie".
Bez Kanekiego by się nie obeszło, ale poza nim widzimy ponownie Toukę, Hide i Yoshimurę. Poznajemy pomagającemu Anteiku Yomo, dziwnego Utę, panią Ryouko i jej córkę, Hinami, "gołębie" Amona i Mado, w którymś momencie przewija się nam dziewczyna Nishikiego.

Deadman Wonderland - recenzja Neko-Levi

Witamy w Cudownej Krainie Umarłych!
Olbrzymie trzęsienie ziemi nawiedza Japonię i niszczy większą część Tokio zatapiając je w oceanie. Dziesięć lat później Ganta Igarashi – chłopiec ocalały z kataklizmu, wiedzie spokojne życie jako uczeń gimnazjum w Prefekturze Nagano. Wszystko jednak ulega zmianie, gdy tajemniczy Czerwony Człowiek masakruje wszystkich uczniów jego klasy. Kiedy Ganta budzi się w szpitalu zostaje otoczony przez policję i oskarżony o dokonanie mordu na swoich szkolnych kolegach. Po błyskawicznym procesie skazany na śmierć chłopiec ląduje w tajemniczym prywatnym więzieniu – Deadman Wonderland.
Pierwsze odcinki anime były wspaniałe. Aż nie zaczęły sie kolejne. Zrobiłam błąd że najpierw sięgnęłam po anime, a nie po mangę. Mimo że uwielbiam to, ekranizacja ma jedną sporą wadę. Gdy ktoś nie zna pierwowzoru, czyli mangi, raczej będzie sie czuł jak podczas oglądania przypadkowych wyrywków z wspomnień człowieka z amnezją.
Jednak anime wybrania się ścieżką dźwiękową, grafiką no i oczywiście postaciami. Gdyby nie to, to chyba bym tego nie oglądała xD Ogólnie nie zanosiło sie że tak to polubię.
Co do Ganty... Ehh x) lubię go ale brakuje mi w nim czegoś. Chyba jednak tutaj wygrywa Sanji i Przedrzeźniacz. Lubię psychotyków xD
Muzyka. Aww, kocham i ending i opening. Ogólnie cała muzyka pasuje do mrocznego klimatu.

Jednym słowem anime to zwykła reklamówka mangi którą wydaje w Polsce, Waneko (obecnie mamy jak sie nie mylę 6 tomów). Teraz oczywiście gdy czytam na bieżąco wszystko powoli układa sie w spójną i logiczną całość.
Co tu dużo mówić. Polecam tą pozycje osobą którym przeczytały mange i chcą zobaczyć swoje ulubione postacie na ekranie.


wtorek, 8 grudnia 2015

Shingeki no Kyojin - recenzja

Nastolatek Eren i jego przyrodnia siostra Mikasa są świadkami czegoś przerażającego – oglądają jak mury ich bezpiecznego schronienia zostają zniszczone przez potężnego giganta, który, mogliby przysiąc, pojawił się znikąd! Pomniejsze olbrzymy zalewają miasto, zaś dwójka dzieci patrzy jak ich matka zostaje pożarta żywcem na ich oczach. Wtedy właśnie Eren przysięga, że zabije każdego tytana, jaki istnieje – zemści się za zło wyrządzone ludzkości!
W ten oto sposób poznajemy trójkę głównych bohaterów (o których później). Armin, Eren i Mikasa są dziećmi, które muszą poradzić sobie z okrutną rzeczywistością. Kiedy Eren otrząsa się z szoku spowodowanym śmiercią matki, poprzysięga krwawą zemstę tytanom. Przyjaciele zostają ewakuowani za drugi mur i decydują się wstąpić do Oddziału Zwiadowców, którzy jako jedyni wyruszają poza mury i walczą z tytanami.
Seria wciąga i trudno się od niej oderwać. Wydarzenia są ukazane w miarę chronologicznie i w sumie jedyne, co odbiegało od przebiegu wydarzeń w mandze, to kwestia szkolenia kadetów. Jest to jedyna rzeczywiście istotna ingerencja, za to niezwykle pomocna dla widza. W mandze przeskakujemy od decyzji trójki przyjaciół o szkoleniu do chwili ukończenia szkolenia. Anime ukazuje nam kolejno decyzję, szkolenie i jego zakończenie. Jest to, przynajmniej dla mnie, bardzo wygodne i łatwiej połapać się w drugoplanowych postaciach. Jeśli chodzi o realia świata, to wiemy właściwie tyle, co głowni bohaterowie. Od stu lat ludzie w spokoju żyją wewnątrz bezpiecznych murów, o których stworzeniu nikt nic nie wie, a poza nimi grasują niebezpieczni tytani pożerający ludzi. Wraz z rozwojem fabuły dowiadujemy się nieco więcej o działaniu wojska, sprzęcie i tytanach, jednak ci ostatni nadal zostają jedną wielką zagadką. Zamiast lepiej poznać przeszłość tytanów, dostajemy coraz więcej zagadek. Skąd się wzięli? Dlaczego zjadają ludzi? Czemu mają od 3 do 16 metrów wzrostu, a nawet osiągają te 50-60? Coraz więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi. Osobiście od początku miałam wiele hipotez, które albo się sprawdzały, albo zostały obalone w niesamowity sposób.
Od początku widać, że autor poświecił wiele czasu na stworzenie tytanów i uformowaniu społeczności wewnątrz murów. Niewinne szczegóły, które pozornie wykluczają się nawzajem, później tworzą logiczną całość. Dla bardziej spostrzegawczych jedno słowo danej postaci, mimika twarzy czy ruch, który wydaje się naturalny dla danej sytuacji, może zdradzić faktyczne zamiary. Wskazówek jest od cholery, że się tak wyrażę, tylko trzeba umieć je dostrzec.
Jeśli chodzi o postaci, to wszystkie są wyraźne i, co najważniejsze, różnorodne. Trójka głównych bohaterów została podzielona według typowego schematu – Armin to niewierzący w siebie geniusz, Mikasa jest bezlitosnym wojownikiem, a Eren to nieco naiwny narwaniec, który pragnie wszystkim pomóc, ale jednocześnie ma baaaardzo wrogi stosunek do zdrajców. Drugoplanowe postaci są również wyraziste, jednak większość z nich poznajemy tylko na chwilę. Przede wszystkim ci, których widzimy na ekranie częściej niż pozostałych. Spośród kadetów wyróżniają się:
  • bezczelna Ymir, która troszczy się właściwie tylko o siebie i Kristę;
  • wychowana na leśnych, górzystych terenach, wiecznie głodna Sasha, ciągle podkradająca mięso czy ziemniaki, która ma dużą wiedzę o polowaniu;
  • przyjacielski Reiner, który, można powiedzieć, odgrywa rolę starszego brata;
  • egoistyczny Jean, który naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu i w miarę postępu fabuły zmienia się w dobrego kandydata na przywódcę;
  • owiana tajemniczą przeszłością Krista, która pozornie nie odbiega zbytnio od schematu dziewczyny wierzącej w to, że wszyscy ludzie są dobrzy i należy im pomagać;
  • myśląca o własnym bezpieczeństwie i wygodzie Annie, mająca naprawdę niesamowite zdolności walki wręcz;
  • Connie mający za zadanie odgrywać nieogarnitęgo, ale dość bystrego chłopaka;
  • Marco, który miał potencjał na stanie się ciekawą postacią, a którego pozostawiono bez rozwijania jego postaci.
Poza kadetami warto wspomnieć Dota Pixisa, kochającego dobry alkohol gwardzistę z wypaczonym humorem, a także bezlitosnego kaprala Leviego – człowieka, którego twarz rzadko wyraża coś innego niż znudzenie. Jest także zwariowana Hanji Zoe, naukowiec prowadząca eksperymenty na złapanych tytanach (lepiej nie mieć z nią do czynienia).
Ogółem postaci wyszły wspaniale, choć nawet bezlitosna Mikasa mocno słabnie, kiedy idzie o Erena, który non stop w coś się pakuje. A więc postać obdarzona chyba największym potencjałem zostaje zdegradowana do wołania Eren! niczym Yuka Minase i jej nieustanne Kakeru-kun!
Wizualnie nie jest źle. Gruba kreska może niektórych irytować, ale ginie to w tłumie, gdy oglądamy starcia z tytanami rodem z najlepszych filmów fantasy. Tła nie należą do szczególnie kolorowych, ale nic dziwnego, skoro wszystko dzieje się w postapokaliptycznych czasach. Poza murami jednak obraz trawy kuleje, chyba że jest zbliżenie na kogoś, kto na niej leży. Bohaterowie poruszają się głównie w powietrzu, dzięki czemu zyskują głównie drzewa.
Shingeki no Kyojin to anime, które naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu. Mimo apokaliptycznej sytuacji, nie jesteśmy skazani na ciągłe melodramaty. Wręcz przeciwnie. Sytuacje komiczne pojawiają się, i to często.
Komu polecam? Na pewno osobom cierpliwym, zwłaszcza że do chwili obecnej wyszedł jeden sezon, trzy OVA, 2 odcinki poboczne o Levim, 2 pełnometrażówki i film (NIE OGLĄDAĆ, JEŚLI POKOCHACIE TĘ SERIĘ!!!). Dla tych, którzy nie lubią czekać, jest manga. Drugi sezon zapowiedziano na przyszły rok, jednak jeszcze nie wiadomo, kiedy dokładnie będziemy się rozkoszować kontynuacją.

Mekakucity Actors - krótka recenzja

Shintaro Kisaragi od dobrych 2 lat nie wychodził z domu na krok. Od roku poza rodziną jego jedynym towarzystwem jest komputerowy wirus, który ma własną świadomość. Przez Ene, bo tak owy wirus ma na imię, Shintaro wylewa napój na klawiaturę, tym samym ją psując. Ma dwa wyjścia: albo zaczeka 5 dni na dostawę nowej klawiatury, albo w końcu wyjdzie z domu i kupi ją osobiście.
No i zaczyna się. Shintaro, który przecież bez komputera nie przetrwa, wychodzi wraz z Ene (cholerny wirus potrafi się wcisnąć w każdą elektronikę). I co? Na dzień dobry staje się zakładnikiem w napadzie, a do tego wszystkiego zaraz obok niego siedzi dziwny chłopak, który zdaje się być całą sytuacją rozbawiony.
Anime na podstawie piosenek, a może mangi… W każdym razie pierwszy raz widziałam coś takiego. W 12 odcinkach zmieszczono fragmenty piosenek i całą historię. Fabuła w sumie trzyma się kupy. Jeśli ktoś czeka na kolorowe anime, to niech sobie lepiej odpuści. Poważnie, góruje tam biel i czerń, ewentualnie czerwień. Postaci w tle to kontury, a te mniej ważne, które coś mówią, to albo całe białe, albo złączone z kilku przedmiotów…
Sami protagoniści są łatwi do zaszufladkowania, ale dobrze się ich ogląda. Shintaro, u którego można znaleźć objawy hikikomori, Kido, przywódczyni udająca twardą, Kano, który wszystko praktycznie obraca w żart, Seto, którego odebrałam jako ciepłe kluchy, niezdarna Marry, głośna Ene, tajemniczy Konoha, dziecinny Hibiya… Hm… O Ayano i belfrze za dużo powiedzieć nie można, za to sprawca całej sytuacji… Nie chcę nikomu psuć przyjemności, dlatego powiem jedynie, że dawno nie widziałam takiej szui. Szkoda tylko, że było go tak mało.
Podsumowując: tło… było w ogóle jakieś?… postaci…. te kolorowe są w porządku, te białe (albo mieszane) mogłyby być lepsze… muzyka… Właśnie, właśnie! Muzyka ma tu duuuuuuuuuuuży plus. Opening wspaniały, ending też dobry, choć mógłby być lepszy, muzyka w trakcie odcinków odpowiednio dobrana.
Komu polecam? Z pewnością nie tym, którzy oczekują czegoś dobrego, bo mimo że kresce nie mam nic do zarzucenia, tła nieco przytłaczają swoim brakiem... wszystkiego. No i najlepsze dla tych, którzy polubili piosenki Kagerou Project czy mangę Kagerou Days. Cóż, ja spodziewałam się czegoś lepszego (zabrakło mi Outer Science ;-;), ale to moje zdanie. Mimo wszystko warto to obejrzeć.

Kuroshitsuji - recenzja 1 i 2 sezonu

Lata 80. XIX wieku. W dniu 10 urodzin Ciela jego rezydencja zostaje spalona, a wraz z nią jego rodzice, pies i służba. Jedyne osoby, które z tego wychodzą żywe, to majordomus Tanaka i właśnie młody panicz, który staje się ofiarą dla demona. Problem w tym, że ludzie, którzy wezwali potężną istotę nie przewidzieli, iż zawiąże ona kontrakt z chłopcem. Teraz, mając 12 lat, Ciel poszukuje ludzi odpowiedzialnych za jego tragedię, a pomaga mu w tym Sebastian, owy demon.
Kuroshitsuji jest ekranizacją mangi Yany Toboso o tym samym tytule, choć ze swym pierwowzorem wspólnego ma tak naprawdę niezbyt wiele. Postaci i początkowe wydarzenia są te same, jednak na tym się kończy. Osoby, które czytały mangę, mogą być nieco zawiedzione, jednak anime ma swoje plusy, jeśli chodzi o inną fabułę. Osoby, które nie czytały… Cóż. Nie mają czego porównywać i powinny być w grubej mierze zadowolone.
Na dzień dobry, po przeczytaniu wstępnego opisu fabuły, każdy może pomyśleć, że to typowe. Młody chłopak po przejściach, wyrządzono mu wielką krzywdę, będzie się mścił z pomocą potężnego demona, etc. Błąd. To prawda, że wszystko kreci się wokół Ciela, jednak młody panicz potrafi zaskoczyć. Ciel nie jest typem osoby, która rozpacza nad tym, co jej się przytrafiło, dlaczego akurat jemu, wszyscy mu powinni współczuć, bo tylko on na całym świecie tak cierpi i aż mdli człowieka od tej rozpaczy. Jest poważny, czasem dziecinny (ma w końcu tylko 12 lat) i rzadko okazuje litość, a do tego prześciga się w niewinnym znęcaniu z towarzyszącym mu demonem. Wykorzystuje wszystkich bez skrupułów, potrafi stworzyć sytuację poważnie zagrażającą jego życiu, byle sprawdzić, czy Sebastian jeszcze o nim pamięta. A sytuacji zagrażających chłopcu jest mnóstwo: od kul, przez upadek z wysokości i spadające przedmioty, po zagrożenie ze strony istot pokroju Sebastiana, a nawet więcej. Do wyboru, do koloru. Ponadto młody chłopak doskonale zdaje sobie sprawę ze swego statusu – jest jedynym spadkobiercą rodziny Phantomhive i głową rodu. Nie boi się korzystać z faktu, iż nosi tytuł hrabiego. Nie dość, że jest właścicielem dobrze prosperującej firmy zabawkarskiej, to po godzinach dorabia jako Pies Królowej – innymi słowy, odwala czarną robotę, pomagając tym samym Scotland Yardowi w trudnych sprawach.
Wspominam o demonie, ale kim on właściwie jest? Otóż Sebastian, bo takie imię nadał mu Ciel, to kontrahent Phantomhive’a i jego lojalny kamerdyner. Jest w stanie zrobić praktycznie wszystko i nie raz zadziwia swoją szybkością, siłą i inteligencją. Choć zdaje się interesować Cielem (jego duszą) tylko w kategoriach obiadu, tak naprawdę jest do niego bardzo przywiązany. Dla otoczenia wydaje się być po prostu tajemniczym mężczyzną, który pomógł Cielowi w powrocie do domu, który na pytanie „kim jesteś?”, odpowiada: „Jestem piekielnie dobrym lokajem” (tak w wolnym tłumaczeniu). Rozprawia się z przeciwnikami w mgnieniu oka, o ile są zwykłymi ludźmi. Wszystkie rozkazy swojego kontrahenta kwituje krótkim i charakterystycznym dla Kuroshitsuji „Yes, my lord”. Jest gotów na niemal wszystko dla swego pana, jednak jako demon jest cyniczny i wredny. Choć troszczy się o zdrowie Ciela, lubi mu uprzykrzać życie. Gdy chłopak nie potrafi czegoś pojąc w związku ze swoją pracą, nie widzi z czymś związku lub najzwyczajniej sobie nie radzi, Sebastian stoi i nic nie robi, bo jego panicz przecież nie wydał mu konkretnego rozkazu. Pozwala chłopcu rozwikłać zagadkę samemu (a potem się dziwić, że Ciel ma do niego pretensje). Ale nawet tak wspaniały demon ma swoje słabe strony. Pierwszym jest jego słabość do… kotów! Tak, Sebastian traci głowę dla kociaków, na które swoją drogą Ciel ma uczulenie. Druga słabość demona… Nie chce nikomu psuć przyjemności oglądania, dlatego myślę, iż wystarczy napomknąć o pewnym Shinigami, któremu odbija na sam widok kamerdynera.
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, to trzeba przyznać, że pani Toboso świetnie ułożyła ich status i charakter. Zacznijmy może od rodziny Ciela. Mamy tu Angelinę Durless, szerzej znaną jako Madame Red. Młodsza siostra matki Ciela jest lekarzem, ubiera się jedynie w czerwień i… Cóż. Jednym słowem nie jest do końca normalna, jak się okazuje, jednak Ciela kocha ponad wszystko. Następnie Elizabeth Midford, która każe siebie nazywać „Lizzy”. To kuzynka od strony ojca Ciela i jego narzeczona. Aż dziw bierze, że Ciel jej nigdy nie nagadał tak, by więcej się do niego nie odezwała. To optymistyczna dziewczyna kochająca wszystko, co słodkie i nawet Sebastian nie może jej się sprzeciwić, jeśli chodzi o słodkie ubranie. Miałam wielki ubaw widząc poważnego, bezlitosnego demona po interwencji Lizzy. W anime nie jest to ukazane, ale w mandze Toboso obdarzyła słodziutką blondyneczkę nadzwyczajnymi umiejętnościami w dziedzinie szermierki. To samo tyczy się jej brata, choć ten akurat nie pokazuje się w anime. Chłopak mający świra na punkcie młodszej siostry oraz ich matka, która na każdym kroku poprawia rozczochrane fryzury Ciela i Sebastiana.
Jeśli chodzi o służbę Ciela, nie da się tu nie śmiać. Najnormalniejszy jest pan Tanaka, jedyny ocalały z poprzedniej służby. Ogranicza się do picia herbaty i powiedzenia czegoś od czasu do czasu (nie licząc standardowego hohoho). Ogrodnikiem jest Finni, niewiele starszy od Ciela chłopiec, który kocha świeże powietrze i zwierzęta, a nienawidzi bycia zamkniętym w czterech ścianach. Nadzwyczaj silny, ciągle coś psuje. Mey-Rin to dziewczyna cierpiąca na dalekowzroczność, która swoje okulary ceni ponad wszystko. O dziwo niezdarna pokojówka ma wprawę w posługiwaniu się bronią palną. Ostatni jest kucharz. Bard był żołnierzem, którego Sebastian zgarnął z linii frontu. Facet nie dość, że wszystko widzi w kategoriach wojny, to jeszcze ciągle coś wybucha, kiedy tknie się gotowania. Cóż, należało by jeszcze wspomnieć o jednej osobie, która później dołącza do służby, ale byłby to (w moim mniemaniu) jeden z najgorszych spoilerów).
Z pozostałych bohaterów pierwszego sezonu wyróżniają się książę Soma i jego wierny towarzysz, Agni, a także Aleister Chamber, który moim zdaniem chyba ma robić za postać komiczną, a jest wręcz załamujący. Kusi mnie by napisać coś o kamerdynerze Madame Red. Grell Sutcliffe to bardzo złożona postać i niezwykle zaskakująca, choć na dzień dobry widzimy nieograniętego chłopaka, który po każdej porażce próbuje się zabić (więcej nie powiem, bo, jak wyżej, to okrutny spoiler). Lau natomiast wie więcej, niż się do tego przyznaje i jest informatorem Ciela w mrocznym półświatku. Za głównego antagonistę uznałabym anioła, choć i tu pojawia się rozbieżność. Działał sam, czy może na zlecenie? Zależy to od tego, jak ktoś na całą sytuacje patrzy. Ach! I nie można przecież zapomnieć o tak intrygującej postaci, jaką jest Undertaker! Także informator Ciela, ale raczej już o nieżyjących. Och, jak można się przy nim uśmiać! Jest jedną z tych postaci, których nie można łatwo zapomnieć.
Jeśli chodzi o postaci drugiego sezonu, w gruncie rzeczy nie zmieniają się. Dochodzą jednak antagoniści, jeden lepszy od drugiego. Nie ma co rozpisywać się o demonicznych trojaczkach, natomiast Alois Trancy i jego demoniczny kamerdyner Claude to inna sprawa. Alois, podobnie jak Ciel, wiele przeszedł i był poniżany, jednak odbiło się to na nim zupełnie inaczej. Kocha się bawić i znęcac nad innymi. Jedynym, któremu pokazuje swoją słabość, jest Claude. Temu jednak zależy jedynie na duszy chłopca, a to też do czasu. Claude zdaje się szukać najsmaczniejszej duszy, natomiast Alois…Powiedzmy, że w jego dusza nie jest najlepszej jakości. Jest też pokojówka Hannah. Choć zdaje się być spokojna i oddana swemu panu, potrafi namieszać.
Kreska jest ładna i bardzo przypomina tę z mangi. Tła się podobają, muzyka idealnie wpasowana, a głosy idealnie pasują. To co mi się najbardziej spodobało, to różnorodność w postaciach i właśnie muzyka, zwłaszcza oba openingi i pierwszy ending z pierwszego sezonu. I’m alive i postaci w wersji chibi… Perfekcja!
Sięgnęłam po ten tytuł, ponieważ kocham demony i muszę przyznać, że nie zawiodłam się pod tym względem. Choć zakończenie pierwszego sezonu wyobrażałam sobie inaczej, drugi sezon wszystko poprawił. Wiadomo, seria doskonała nie jest, ale na pewno nie jest też denna czy łatwa do zaszufladkowania. Ma w sobie to coś, co przyciąga widza.
Wracając jeszcze do drugiego sezonu, wywołuje on skrajne emocje. Jedni uważają, że był genialny, inni, że niepotrzebny. Należę do tej pierwszej grupy, dlatego też pojawienie się trzeciego sezonu i pełnometrażówki wielce mnie ucieszyło. Wiele osób było przeciwko pojawieniu się Book of Circus, ale wyszło na to, że wreszcie ktoś wziął się do roboty i zaczął ekranizować to, co wymyśliła pani Toboso.
Polecam serie osobom, które chcą odskoczni od zbyt przygnębiających lub nazbyt radosnych treści oraz tym, którzy nie lubią specjalnie główkować wraz z bohaterami – wszystko i tak w końcu się rozwiązuje.

Detektyw Conan - (chyba) krótka recenzja


Pewnego zwykłego dnia licealny detektyw z Tokio wybiera się z przyjaciółką do parku rozrywki, gdzie pomaga policji w rozwiązaniu sprawy morderstwa. Tego samego dnia jest świadkiem nielegalnej transakcji. Zostaje przyłapany i ogłuszony, a po chwili zmuszony do zażycia jeszcze nieprzetestowanego narkotyku, który ma go zabić. Ten jednak, zamiast uśmiercić chłopaka, sprawił, że jego ciało na powrót stało się ciałem 6-letniego chłopca.
No i się zaczyna. Wszystko fajnie i super, ale… No, zawsze jest to ale. Są komiczne sytuacje, zwłaszcza że profesorek sąsiadujący z Shinichim wrabia go w mieszkanie u przyjaciółki chłopaka, w której ten jest zakochany, a ponadto jej ojciec detektyw nie przepada za nim. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że Kudo nie chce zdradzić swojej tożsamości, by nie narażać ludzi na niebezpieczeństwo i przybiera imię Conan Edogawa.
Będę szczera. Aż dziw bierze, że Ran nie skapnęła się, że Conan to Shinichi, zwłaszcza że bez zerówek chłopak wygląda przecież kropka w kropkę jak przed laty. No, okej, dziewczyna miała swoje teorie, które zostały obalone przez tych, którzy znają tajemnicę chłopaka, no ale błagam was!
Fabuła jest na plus, chociaż ma się wrażenie, iż autor zapomniał o głównym wątku, by skupić się na genialnym umyśle Conana i rozwiązywaniu przez niego zagadek. Muzyka dobra, jak przystało na lata 90., a kreska… Taaak… Przyznam szczerze, że zaczęłam serię tv po tym, jak zobaczyłam pierwszy film i nie tyle przeszkadzały mi twarze czy postury, o ile uszy, chociaż i do tego jest się człowiek w stanie przyzwyczaić po pierwszym odcinku. Tła są w porządku, kolory też dobrze dobrane.
Teraz zajmijmy się postaciami. W sumie łatwo ich szufladkować, chociaż potrafią zaskoczyć. Shinichi Kudo, czy też Conan Edogawa, to genialny chłopak o szerokiej wiedzy. Ma w sobie to coś, co przyciąga człowieka. Głosu użyczyły mu dwie osoby, jako że młody detektyw odgrywa dwie role. Kappei Yamaguchi to dobry wybór, ale trzeba przyznać, że kto widział Gravitation i zachowanie Ryuuichiego Sakumy… Cóż, trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek. Drugi głos podkłada Minami Takayama znana z serii Fullmetal Alchemist: Brotherhood, gdzie wystąpiła w roli podłego Envy’ego.
Kolejną osobą z głównej obsady jest Ran Mori, najlepsza przyjaciółka Shinichiego i jego ukochana, z którą biedak jest zmuszony mieszkać. Trenuje karate i jest naprawdę niebezpieczna, chociaż wygląda na słodka dziewczynkę. Mamy też jej ojca, detektywa od siedmiu boleści, który więcej przeszkadza niż pomaga, ale jak chce, to potrafi sam na coś wpaść.
Postacią epizodyczną, lecz wartą uwagi, jest z pewnością Kaito Kid – iluzjonista i złodziej, o którym niewiele wiadomo w DC, natomiast można wiele dowiedzieć się z Magic Kaito (to poprzednik DC, jednak seria o Conanie zrobiła większe wrażenie, a główny bohater Magic Kaito dostał tu małą rólkę. Warto się zapoznać.). Profesor Agasa – wynalazca, któremu od czasu do czasu udaje się coś stworzyć; inspektor Megure, a także Takagi i Sato… Za dużo postaci, by wymieniać. Warto zwrócić jeszcze uwagę na Heijiego Hattori, również licealnego detektywa, który konkuruje z Shinichim. Z tym chłopakiem jest wiele śmiechu, zwłaszcza jeśli ktoś kpi z jego dialektu.
Komu polecam? Z pewnością osobom cierpliwym. Nie masz cierpliwości, nie bierz się za tę serię, bo szlag cię trafi.

Code Geass: Akito the Exiled - krótka recenzja 2 odcinków

Akito the Exiled to historia, która ma miejsce między 1 a 2 sezonem Rebelii Leloucha. Wydarzenia kręcą się wokół Akito Hyuugi, Jedenastostrefowca należące do jednostki W-0 wysłanej przeciw brytyjskiemu oddziałowi. Oddział lekkomyślnie wkracza w wir bitwy. Szanse na przeżycie wynoszą 5%. Jedynym ocalałym okazuje się właśnie Akito.
Ciężko cokolwiek powiedzieć o Akito the Exiled, nie zdradzając zbyt wielu szczegółów. Główną i tytułową postacią jest Akito należący do europejskiego wojska. Chłopak na dzień dobry prezentuje nam swoją niesamowitą chęc mordu, choć, jak się za chwilę okazuje, jest on pod wpływem Geass.
Z samym Geass jest dość ciekawy przypadek, jednak nie będę psuć nikomu zabawy oglądania.
Grafika i postaci bardzo przypominają tą z Rebelii Leloucha, jednak walki mechów są bardziej… komputerowe? Nie wiem, jak to nazwać, bo się za bardzo na tych rzeczach nie znam. Są szybsze i bardziej płynne, a same Rycerze Mroku wspaniale wyglądają. Najczęściej na ekranie pokazują się Alexandry – chyba jedyne Rycerze Mroku, które potrafią poruszać się i na kołach, i na wszystkich „odnóżach”.
Podobnie jak w historii o Lelouchu, postaci są złożone, a seyiuu zostali idealnie dobrani. Na minus zaliczam to, iż produkcja okazała się animacją pełnometrażową liczącą 4 (chociaż słyszałam, że ma być 5) odcinki, z czego powstały dopiero 3 (no co? Najnowszego jeszcze nie widziałam!). Ogólnie fabuła zaczyna się ciekawie i jedyna nadzieja w tym, ze kolejne 2(?) odcinki nie zostaną zrobione „na odwal się”.

Code Geass: Rebelia Leloucha - recenzja

W roku 2010 kalendarza imperialnego Święte Imperium Brytyjskie atakuje neutralną Japonię. W walce po raz pierwszy zostaje użyta broń nowej generacji – humanoidalne roboty zwane Rycerzami Mroku.
Japonia poddaje się miesiąc po ataku – tuż po samobójstwie premiera Kururugiego. Japonii zostają odebrane prawa, honor, wolność i imię. Kraj wcielony do Imperium zostaje nazwany Strefą 11, a jej mieszkańcy – Jedenastostrefowcami.

7 lat później Tokio i getto Shinjuku oddziela od siebie linia metra. Tokio to miejsce, w którym mieszkają bogaci Brytyjczycy, getto Shinjuku natomiast zamieszkują biedni Jedenastostrefowcy. Nic dziwnego, że powstają ruchy oporu, jednak nie mają one zbytniej siły przebicia.

Dla olbrzymiego Imperium władającego 1/3 świata, działania ruchów oporu w Strefie 11 są tak naprawdę niczym. Przynajmniej do chwili, gdy terroryści kradną ściśle tajny obiekt badań – ponoć śmiercionośny gaz. W wydarzenia mające miejsce podczas pościgu zostaje wplątany nastoletni książę, ukrywający się pod nazwiskiem Lamperouge. Zapewne wszystko zakończyłoby się dla Leloucha śmiercią, gdyby nie tajemnicza dziewczyna, która w zamian za obietnice spełnienia jej jednego życzenia obdarowuje chłopaka tytułowym Geass, pozwalającym zmusić człowieka do wykonania rozkazu. Dzięki nieprzeciętnemu umysłowi, skradzionej broni i nowej mocy udaje mu się przejąc kontrole nad sytuacją. Tak właśnie rodzi się Zero, który staje na czele buntowników. Ci nie mogli lepiej trafić – życiowym celem Leloucha jest zniszczenie Brytanii i zemsta na ojcu, brytyjskim imperatorze. By tego dokonać, chłopak jest w stanie sięgnąc po najbardziej drastyczne środki, pozostawiające wiele do życzenia pod względem moralnym i etycznym.

W tego typu serii nie dało się uniknąć dramatycznych scen, jednak są one tak idealnie wkomponowane w całość, że nie ma się wrażenia, iż wstawiono je tylko i wyłącznie po to, by przeciągnąć czas antenowy. Do tego wydarzenia mające miejsce zaraz po takich scenach robią za doskonałą odskocznie. Każdy z 25-minutowych odcinków trzyma w napięciu – praktycznie non stop coś się dzieje. Wydarzenia są płynne. Nieraz kilka zdarzeń rozgrywa się w tym samym czasie, jednak twórcy zadbali o to, by widz nie pogubił się w tym kto, z kim i gdzie – wszystko jest wspaniale zsynchronizowane. Momenty „cięcia” są wybierane w taki sposób, że nie można doczekać się następnych odcinków. Konfrontacje są uprzednio szczegółowo planowane, co dodaje fabule spójności i prawdopodobieństwa. Co do samych walk, nie przesłaniają one fabuły, a w starcia mechów – które są główną bronią obu stron konfliktu – wplatane są dialogi nieograniczające się wyłącznie do przekrzykiwania, kto jest silniejszy. Prowadzone są kłótnie nie tylko między przeciwnikami, ale też między członkami ruchu oporu (który przybrał nazwę Zakonu Czarnych Rycerzy). W końcu nie zawsze każdy słucha szefa, ludzie mają własny rozum, a i nawet Lelouchowi coś umknie. Nie jest przecież idealny.

Skoro mowa o ludziach, należałoby coś powiedzieć o występujacych tu bohaterach. Postaci przedstawiono realistycznie. Każdy ma swoją wizje świata, własne motywy, cele i marzenia. Nie dają się jednak łatwo szufladkować. Każdy znajdzie tu taką postać, którą polubi. Bohater negatywny czy pozytywny? To zależy od punktu widzenia. Jesteśmy po stronie władającej znaczną częścią świata Brytanii, czy może stoimy ramie w ramie z pragnącymi wolności Japończykami? Są tu osoby które wierzą w to, co robią, myślą, kochają… Nawet najgorsze postępowanie mogą łagodzić pewne czynniki, które czynią daną postać bardziej ludzką. Oczywiście nie mówią tu o tych postaciach, które są do cna spaczone.

Sami bohaterowie, jak wspomniałam, nieraz są niełatwi do ogarnięcia. Dajmy na to skład rady uczniowskiej, gdzie Lelouch jest wiceprzewodniczącym. Przewodnicząca Milly Ashford zdaje się być kochającą imprezy plotkarą, ale w rzeczywistości, choć lubi znać sekrety innych, nie lubi ich rozpowiadać. Pozornie cichutka, nieśmiała Nina pokazuje swoją bezlitosną stronę wobec zamaskowanego przywódcy rebeliantów. Jeśli chodzi o Shirley, początkowo myślałam, ze będzie to, jak w niemal każdym anime, słodka dziewczynka wykrzykująca irytującym głosikiem imię głównego bohatera. Wręcz przeciwnie. Dziewczyna potrafi się nieźle wkurzyć i ochrzanić Leloucha. W skład rady wchodzą też Kallen, udająca chorowitą i bardzo słabą fizycznie dziewczynę, która potrafi dokopać i staje się najlepszym żołnierzem Zero, a także najlepszy przyjaciel Leloucha i jego główny przeciwnik, Suzaku (ale o nim później). Jedynym mało skomplikowanym bohaterem w radzie jest Rivalz, który zdaje się czasem nie ogarniać tego, co się dzieje (przynajmniej takie odniosłam wrażenie).

Chciałabym poświęcić trochę czasu Lelouchowi i Suzaku. Obaj wychowywali się razem przez 2 lata, które ten pierwszy spędził na zesłaniu do Japonii. Po wojnie z Brytanią ostatnie, co Suzaku słyszy od Leloucha, to jego obietnica zniszczenia Imperium. Jest to chyba jedyne anime, w którym głównego bohatera można uznać za czarny charakter – w końcu terroryści zawsze są źli. Mamy więc do czynienia z tzw. antybohaterem. Gdy brytyjski książę walczy po stronie rebeliantów, syn zmarłego japońskiego premiera walczy po stronie Brytanii. Cele tej dwójki są zobrazowane nawet w Rycerzach Mroku, które prowadzą, oraz ich strojach. Lelouch pragnie zniszczenia Imperium; uważa, że nie da się nic zdziałać samymi słowami i idzie po trupach. Każdy Rycerz Mroku, jakiego prowadzi, jest utrzymany w ciemnych – czarnych lub czerwonych – barwach, a sam strój Zero to różne odcienie fioletu oraz odrobina czerwieni, bieli i złota.
Natomiast Suzaku to chłopak z sumieniem, pragnący naprawić własne błędy. To on odgrywa tu role nieco irytującego nastolatka żałującego własnych czynów i nie mającego nic przeciwko własnej śmierci dla „większego dobra”. Jego strój to biały kombinezon z odrobiną czerni (a raczej ciemnej szarości) i złota. Sam Lancelot, mech, którym kieruje, również jest biały i tylko takim pilotuje. Ma się wrażenie, że głównym celem Suzaku jest zaprowadzenie ogólnoświatowego pokoju poprzez wyplenienie całego zła, nie zapominając przy tym o moralności i etyce.

Grafika stoi na wysokim poziomie. Kreska jest przyjemna dla oka. O ile pejzaże pozostawiają co nieco do życzenia, wnętrza przedstawiają się niesamowicie. W walkach, poruszaniu się postaci i tego typu rzeczach nie ma przeskoków – wszystko jest płynne. Spośród mechów najbardziej wyróżniają się Lancelot Suzaku i Guren Mk. II pilotowany przez Kallen – pozostałe nie przyciągają szczególnej uwagi, przynajmniej w tej części (no, może jeszcze mech księżniczki Cornelii z tą powiewającą pelerynką). Jeśli chodzi o projekty postaci, to wyróżniają się one starannie narysowanymi oczami, a emocje targające bohaterami są wyraźne – widać to szczególnie podczas finałowej sceny pierwszego sezonu. Kostiumy także mają swój styl i nie ma się wrażenia kopiowania – sam strój Zero i jego maska przywodząca na myśl tulipan są próbą stworzenia czegoś, czego jeszcze nie było i z pewnością udało się to.

Na plus zaliczam też dobór seiyuu. Głównemu bohaterowi głosu użyczył Jun Fukuyama, który podkładał też głos postaci niemal równie inteligentnego Gammona z Phi Brain. Takahiro Sakurai użyczył głosu Suzaku i trzeba przyznać, że łagodniejszy głos niż ten Leloucha idealnie tu pasuje, a fakt, iż pan Sakurai podkładał też głos pod postać czarnego charakteru z serii Phi Brain i Kuroshitsuji daje ciekawy kontrast. Z postaci kobiecych najbardziej w pamięc zapada C.C., która mówi głosem Yukany (znanej m.in. z postaci Ulrike z Kyou Kara Maou).

Zawsze jednak jest coś, co się nie podoba. Osobiście nie przypadły mi do gustu openingi i endingi, jednak muzyka podczas trwania odcinka jest zdumiewająco dobrze dobrana do danej sytuacji. Co ciekawe, w ciągu trwania pierwszego sezonu jest wiele sytuacji, w których ktoś może odkryć fakt, iż Zero to Lelouch, jednak twórcy potrafili wybrnąć z nich w ciekawy sposób na korzyść nastolatka.

Grupa docelowa? Ciężko stwierdzić. W pewnych momentach można zapomnieć, że anime zalicza się to mechów, dramatyzm jest, ale nie zrobiono z tego tandetnego wyciskacza łez. Cóż. Myślę, że po kilku pierwszych odcinkach każdy powinien sam zdecydować, czy mu się podoba i czy warto poświęcić na to czas. Ja poświęciłam i nie żałuję. Anime ogląda się świetnie i nie da się przy nim nudzić.

Shingeki no Kyojin tom 1

Shingeki no Kyojin autorstwa Hajime Isayamy w Polsce nosi tytuł Atak Tytanów. Format A5, miękka okładka, śliczna obwoluta i 189 stron fantastycznej opowieści – za to naprawdę warto poświęcić te 25 złotych.
Tom zawiera pierwsze 4 rozdziały. Kreska miejscami zdaje się różnić od tej znanej z anime, jednak nie sprawia to problemów w delektowaniu się wspaniałą historią. Tła furory nie robią, za to projekty olbrzymich tytanów nadrabiają to. Ogromne humanoidalne potwory i okrutna rzeczywistość są przedstawione w nieschematyczny, wyjątkowy sposób.
Rozdział 1 pt. Do ciebie za dwa tysiące lat przedstawia nam trójkę głównych postaci: Erena, Mikasę i Armina. Nie dowiadujemy się jednak o nich zbyt wiele, zwłaszcza że za chwilę bezpieczny mur zostaje przerwany przez dużo większego od pozostałych tytana, a Shinganshinę zalewa fala jego pobratymców. Dalej mamy 2 rozdział, Tamtego dnia, który jest swego rodzaju retrospekcją wydarzeń z ewakuacji Shinganshiny. Dowiadujemy się, jak Eren i Mikasa zdołali umknąć tytanom, a także poznajemy równie niezwykłego tytana co Kolosalny. Między rozdziałem 2 a 3 pojawiają się informacje na temat kształtu muru, a Wieczór po rozwiązaniu korpusu, który jest 3 rozdziałem, ujawnia nam decyzje podjęte przez trójkę przyjaciół, którzy po skończonym szkoleniu muszą wybrać oddział, do którego wstąpią. Mamy tu też walkę między Erenem a Jeanem, a raczej jej dobry początek (że też ktoś musiał się im wtrącić!). Końcówka tego rozdziału jak i cały czwarty rozdział poświęcony został ponownie walce z tytanami o kolejne miasto, jednak tym razem nasi bohaterowie nie są niedoświadczeni… teoretycznie, że tak to ujmę, bo do praktyki dużo im brakuje. Ponadto Pierwsze starcie ujawnia nam pewne szczegóły dotyczące sprzętu do trójwymiarowego, a raczej przestrzennego, manewru.
Cóż, tom 1 nie kończy się zachwycająco, przynajmniej dla niektórych postaci, ale naprawdę trzeba przyznać, że dzieje się dużo i nie można się przy mandze nudzić.

Oto świat niemal w całości opanowany przez tytanów. Świat, w którym niedobitki ludzkości schroniły się za masywnymi murami, by nie skończyć jako pożywienie tych potężnych, przerażających istot…
Od tamtych wydarzeń minęło ponad 100 lat. Przez ten czas tytani ani razu nie przepuścili ataku na mury. Jednak pewnego dnia ten pozorny pokój zostaje brutalnie przerwany. Oto bowiem wróg powrócił, a ludzkość czeka straszliwa batalia o przetrwanie…

czwartek, 3 grudnia 2015

Tokyo Ghoul - o odcinkach

Cenzura to dość poważnie irytujący wszystkich problem. Często cenzurują to, czego na dobrą sprawę nie trzeba cenzurować. Idealnym tego przykładem jest Tokyo Ghoul. Najpierw wypuszczono wersję 16+, czyli cenzura goni cenzurę. A potem nastała wersja 18+, która dawała nadzieję na brutalne sceny, a tu się okazuje, że cenzurowano nawet momenty, w których trupy były przesłonięte przez naturalny cień wynikający z padania światła. Ja naprawdę tego nie pojmuję, ale to już sprawa studia, reżysera... Każdego, kto pracował nad ekranizacją.






Jeśli chodzi o odcinki TG, początkowo było troszkę nudno, rozrywka mieszała się z momentami "jak odpowiednio robić kawę"... 



Ostatnie odcinki, myślę, były najlepsze i najbardziej godne uwagi. Halucynacje i postać Yamoriego bardzo urozmaiciły końcówkę pierwszego sezonu. Najbardziej godnym uwagi momentem była finałowa walka i zmiana zachodząca w osobowości protagonisty.



Co prawda ending nie bardzo przypadł mi do gustu, jednak openingu mogę słuchać wciąż i wciąż. Najzabawniejsze jest to, że moją pierwszą myślą, gdy zaczęłam zapoznawać się z "Tokyo..." było "co to, kurde, jest?". Mój brat pytał nawet, czy to kobieta z chrypą, czy facet, który oberwał po strefach intymnych. Ale po dwóch, trzech odcinkach pokochałam tę muzykę i te słowa.

Shingeki no Kyojin - o czym?

Przyszłość. Eren Jaeger, Mikasa Ackerman i Armin Arlert prowadzą zwyczajne życie w jednym z miast na terenie otoczonym wysokimi murami, nie mając pojęcia, co jest poza nimi. Ale pewnego dnia monotonię przerywa pojawienie się olbrzymiego wroga. Tytan, bo tak nazywa się potwory zagrażające ludziom, robi wyrwę w murze. Ocalali z rzezi dokonanej przez tytanów są zmuszeni przenieść się do wewnętrznego muru. Trójka przyjaciół zgłasza się na szkolenie, dzięki któremu będą zdolni do walki z humanoidalnymi stworami.



środa, 2 grudnia 2015

Tokyo Ghoul - krótka recenzja

Na podstawie mangi "Tokyo Ghoul" w 2014 roku wyszło anime o tym samym tytule. Pierwszy sezon ma 12 odcinków i kończy się podczas arcu Aogiri. Szczerze? Trailery są fajne, amvki świetne, ale... Właśnie, to jedno cholerne "ale".
Ekranizacja niemal zawsze odbiega od pierwowzoru. Tak jest i tym razem, jednak... Uważam, że przesadzili. Wycięto co lepsze kąski, a nawet momenty, które wyjaśniają pewne kwestie dotyczące ghouli, jak choćby różnice w kagune. Chociaż manga sprzedaje się naprawdę dobrze, z anime jest taka mała, maluteńka katastrofa.
Ostatnio zauważyłam coś dziwnego. Otóż anime jest obarczone wiekiem widowni 16+ i z tego względu została zastosowana cenzura w postaci przesłonięcia ekranu przez dominującą czerń lub oczojebną biel. Tylko... po co? Jeśli ktoś jest zapoznany z "Higurashi no Naku Koro ni" ten wie, że pseudo-krwawe sceny tam zaistniały, a cenzury jak nie było, tak nie ma, a przynajmniej ja się nie spotkałam. Co więcej, wyrywanie paznokci tak na przykład boli od samego patrzenia, nie mówiąc już o widoku ptaków wyjadających wnętrzności dziecka. Więc [CENZURA], grzecznie pytam, dlaczego walnąć cenzurę na pół ekranu tylko dlatego, że kogoś łapią za gardło?
Oczywiście, jest wersja bez cenzury i poruszę ten temat później. Póki co, mimo wszelkich "ale", polecam zapoznać się z animowaną wersją. Oczywiście, o ile komuś nie przeszkadzają niedomówienia.







Tokyo Ghoul tom 1

"To tu skrywa się źródło "rozpaczy"... Wtapiają się w tłum, polują na ludzi i pożerają zwłoki. Nazywa się je "ghulami". Losy młodzieńca, który przez przypadek styka się z taką istotą, zmieniają się całkowicie. Jego życie już nigdy nie będzie takie jak dawniej..."
 

Tak właśnie prezentuje się pierwszy tom najwspanialszego (moim zdaniem) dzieła. Trzeba przyznać, że pomysł niczego sobie, a i autor, Sui Ishida, wspaniale wszystko rozegrał. Postaci są niezwykłe, a główny bohater rozwija się w swoim tempie. I mam tu NAPRAWDĘ na myśli, że się ROZWIJA, a nie tak jak w niektórych seriach, że jaki jest na początku, taki i na końcu.
Manga była wydawana w latach 2011-2014, a polskie wydanie tego arcydzieła miało miejsce w kwietniu 2015 roku.



Tytuł oryginalny: Tokyo Ghoul (no kto by się spodziewał? -.-)
Autor: Sui Ishida
Tłumaczenie: Joanna Kochanowska (kojarzy mi się z Janem Kochanowskim)
Przygotowanie do druku: Magdalena Milczarek
Korekta: m.in. Sebastian Panicz
Współpraca: Karolina Dwornik
Wydawnictwo: Waneko
Wydanie 1
Warszawa, kwiecień 2015
 

Cóż, jak na pierwszy tom, TG zawiera dość dużo treści i myślę, że to jest to, co najbardziej podoba mi się w tej mandze. Ciągle utrzymuje w napięciu, człowiek czyta i nie może przestać, a gdy nadchodzi ostatnia strona ma niedosyt i chce jeszcze. Zawartych jest tu 9 chapterów, w których główna postać przenosi się z nudnej ludzkiej codzienności do okrutnej rzeczywistości ghouli, poznajemy przyjaciela protagonisty, jego ukochaną... Wszystko dzieje się szybko, a jednocześnie tak cudownie współgra...
Naprawdę lubię tę mangę.

Kto występuje w tym tomie?
Ken Kaneki - protagonista
Hideyoshi Nagachika - przyjaciel Kanekiego
Touka Kirishima - kelnerka w kawiarni "Anteiku"
Rize Kamishiro - miłostka Kanekiego
Yoshimura - właściciel kawiarni "Anteiku"
Nishiki Nishio - student

Chyba nie da się za dużo powiedzieć o treści, nie dając przy tym żadnych spoilerów. Cóż, w sumie nie trzeba być Einsteinem, by się domyślić, że ponad połowa znajomych Kanekiego będzie tytułowymi ghoulami, czyż nie? W końcu ktoś nowego życia musi go uczyć.

Tokyo Ghoul - o czym?

Ken Kaneki to zwykły osiemnastoletni student. Standardowe "ciepłe kluchy", jak to mówią. Ale któregoś dnia Kaneki zostaje zaatakowany przez tajemniczego, żądnego krwi i ludzkiego mięsa ghoula. Z poważnymi obrażeniami trafia do szpitala, gdzie przechodzi transplantację. W wyniku operacji sam staje się potworem. Już nie tylko ghoule stanowią niebezpieczny problem, ale również ludzie polujący na te bestie.


Witam wszystkich!


Psychedeliczna wita wszystkich zainteresowanych tematem M&A. Mam zamiar pisać tu recenzje, wstawiać linki do odcinków, przybliżać poszczególne postaci i wiele, wiele innych. Mam nadzieję, że moja praca jakkolwiek się opłaci :)