czwartek, 3 grudnia 2015

Tokyo Ghoul - o odcinkach

Cenzura to dość poważnie irytujący wszystkich problem. Często cenzurują to, czego na dobrą sprawę nie trzeba cenzurować. Idealnym tego przykładem jest Tokyo Ghoul. Najpierw wypuszczono wersję 16+, czyli cenzura goni cenzurę. A potem nastała wersja 18+, która dawała nadzieję na brutalne sceny, a tu się okazuje, że cenzurowano nawet momenty, w których trupy były przesłonięte przez naturalny cień wynikający z padania światła. Ja naprawdę tego nie pojmuję, ale to już sprawa studia, reżysera... Każdego, kto pracował nad ekranizacją.






Jeśli chodzi o odcinki TG, początkowo było troszkę nudno, rozrywka mieszała się z momentami "jak odpowiednio robić kawę"... 



Ostatnie odcinki, myślę, były najlepsze i najbardziej godne uwagi. Halucynacje i postać Yamoriego bardzo urozmaiciły końcówkę pierwszego sezonu. Najbardziej godnym uwagi momentem była finałowa walka i zmiana zachodząca w osobowości protagonisty.



Co prawda ending nie bardzo przypadł mi do gustu, jednak openingu mogę słuchać wciąż i wciąż. Najzabawniejsze jest to, że moją pierwszą myślą, gdy zaczęłam zapoznawać się z "Tokyo..." było "co to, kurde, jest?". Mój brat pytał nawet, czy to kobieta z chrypą, czy facet, który oberwał po strefach intymnych. Ale po dwóch, trzech odcinkach pokochałam tę muzykę i te słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz