środa, 30 grudnia 2015

Kuroko no Basket - recenzja

Przez długi czas słyszałam o "Kuroko no Basket". Nie rozumiałam, czym wszyscy się tak podniecają, więc postanowiłam zobaczyć, co to właściwie jest i wyszło na to, że... Jednej nocy spałam tylko niecałe 4 godziny, a kolejnej tylko 2, góra 2,5.
Nigdy nie sądziłam, że coś pochłonie mnie bardziej niż "Durarara!!", TG czy "Code Geass". To naprawdę było wciągające.

"Kuroko no Basket" skupia się wokół koszykówki, a więc mamy ten tytuł określony jako szkolne życie, szkolne kluby, sportowe... Czyli to, co mnie z miejsca odrzuca. Tak jak pisałam wcześniej, nie należy sugerować się gatunkami czy tematyką, ale na dobrą sprawę człowiek potrafi zabierać się za jeden tytuł kilka razy przez swoje wewnętrzne opory. Ogólnie chodzi o to, że gimnazjum Teiko było znane z najsilniejszej drużyny koszykówki, której pięciu członków głównego składu nazwano "Cudowną Generacją" (albo "Cudownym Pokoleniem", zależnie od tłumacza). Był też legendarny szósty gracz widmo, który był szanowany przez pozostałą piątkę. I to jest właśnie tytułowy Kuroko. Idzie do liceum, którego klub koszykówki taki zły znowu nie jest, ale do najlepszych nie należy.
 

W całej serii wkurzyło mnie jedno: o ile w 1 i 2 sezonie mecze są na pierwszym miejscu, o tyle 3 sezon skupił się na tym, by przybliżyć historię naszych pięciu cudów + Kuroko i na poszczególne mecze poświęcono około połowy sezonu.
Gagi nie psują momentów, a wręcz przeciwnie. Uzupełniają je śpiewająco. Postaci są różnorodne i dobrze to widać. Fabuła jest dobra, a kreska wręcz cudna.
Gorąco polecam osobom, które tego nie znają i mówi to osoba, która kieruje kursor w prawy górny róg ekranu, gdy widzi "sportowe" jako gatunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz