Przez długi czas słyszałam o "Kuroko no Basket". Nie rozumiałam, czym wszyscy się tak podniecają, więc postanowiłam zobaczyć,
co to właściwie jest i wyszło na to, że... Jednej nocy spałam tylko
niecałe 4 godziny, a kolejnej tylko 2, góra 2,5.
Nigdy nie sądziłam, że coś pochłonie mnie bardziej niż "Durarara!!", TG czy "Code Geass". To naprawdę było wciągające.
"Kuroko no Basket" skupia się wokół koszykówki, a więc mamy ten tytuł
określony jako szkolne życie, szkolne kluby, sportowe... Czyli to, co
mnie z miejsca odrzuca. Tak jak pisałam wcześniej, nie należy sugerować
się gatunkami czy tematyką, ale na dobrą sprawę człowiek potrafi
zabierać się za jeden tytuł kilka razy przez swoje wewnętrzne opory. Ogólnie chodzi o to, że gimnazjum Teiko było znane z najsilniejszej
drużyny koszykówki, której pięciu członków głównego składu nazwano
"Cudowną Generacją" (albo "Cudownym Pokoleniem", zależnie od tłumacza).
Był też legendarny szósty gracz widmo, który był szanowany przez
pozostałą piątkę. I to jest właśnie tytułowy Kuroko. Idzie do liceum,
którego klub koszykówki taki zły znowu nie jest, ale do najlepszych nie
należy.
W całej serii wkurzyło mnie jedno: o ile w 1 i 2 sezonie mecze są na pierwszym miejscu, o tyle 3 sezon skupił się
na tym, by przybliżyć historię naszych pięciu cudów + Kuroko i na
poszczególne mecze poświęcono około połowy sezonu.
Gagi nie psują momentów, a wręcz przeciwnie. Uzupełniają je śpiewająco.
Postaci są różnorodne i dobrze to widać. Fabuła jest dobra, a kreska
wręcz cudna.
Gorąco polecam osobom, które tego nie znają i mówi to
osoba, która kieruje kursor w prawy górny róg ekranu, gdy widzi
"sportowe" jako gatunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz