Lata 80. XIX wieku. W dniu 10 urodzin Ciela
jego rezydencja zostaje spalona, a wraz z nią jego rodzice, pies i
służba. Jedyne osoby, które z tego wychodzą żywe, to majordomus Tanaka i
właśnie młody panicz, który staje się ofiarą dla demona. Problem w tym,
że ludzie, którzy wezwali potężną istotę nie przewidzieli, iż zawiąże
ona kontrakt z chłopcem. Teraz, mając 12 lat, Ciel poszukuje ludzi
odpowiedzialnych za jego tragedię, a pomaga mu w tym Sebastian, owy
demon.
Kuroshitsuji jest ekranizacją mangi
Yany Toboso o tym samym tytule, choć ze swym pierwowzorem wspólnego ma
tak naprawdę niezbyt wiele. Postaci i początkowe wydarzenia są te same,
jednak na tym się kończy. Osoby, które czytały mangę, mogą być nieco
zawiedzione, jednak anime ma swoje plusy, jeśli chodzi o inną fabułę.
Osoby, które nie czytały… Cóż. Nie mają czego porównywać i powinny być w
grubej mierze zadowolone.
Na dzień dobry, po przeczytaniu wstępnego
opisu fabuły, każdy może pomyśleć, że to typowe. Młody chłopak po
przejściach, wyrządzono mu wielką krzywdę, będzie się mścił z pomocą
potężnego demona, etc. Błąd. To prawda, że wszystko kreci się wokół
Ciela, jednak młody panicz potrafi zaskoczyć. Ciel nie jest typem osoby,
która rozpacza nad tym, co jej się przytrafiło, dlaczego akurat jemu,
wszyscy mu powinni współczuć, bo tylko on na całym świecie tak cierpi i
aż mdli człowieka od tej rozpaczy. Jest poważny, czasem dziecinny (ma w
końcu tylko 12 lat) i rzadko okazuje litość, a do tego prześciga się w
niewinnym znęcaniu z towarzyszącym mu demonem. Wykorzystuje wszystkich
bez skrupułów, potrafi stworzyć sytuację poważnie zagrażającą jego
życiu, byle sprawdzić, czy Sebastian jeszcze o nim pamięta. A sytuacji
zagrażających chłopcu jest mnóstwo: od kul, przez upadek z wysokości i
spadające przedmioty, po zagrożenie ze strony istot pokroju Sebastiana, a
nawet więcej. Do wyboru, do koloru. Ponadto młody chłopak doskonale
zdaje sobie sprawę ze swego statusu – jest jedynym spadkobiercą rodziny
Phantomhive i głową rodu. Nie boi się korzystać z faktu, iż nosi tytuł
hrabiego. Nie dość, że jest właścicielem dobrze prosperującej firmy
zabawkarskiej, to po godzinach dorabia jako Pies Królowej – innymi słowy,
odwala czarną robotę, pomagając tym samym Scotland Yardowi w trudnych
sprawach.
Wspominam o demonie, ale kim on właściwie
jest? Otóż Sebastian, bo takie imię nadał mu Ciel, to kontrahent
Phantomhive’a i jego lojalny kamerdyner. Jest w stanie zrobić praktycznie wszystko i nie raz zadziwia swoją szybkością, siłą i
inteligencją. Choć zdaje się interesować Cielem (jego duszą) tylko w kategoriach
obiadu, tak naprawdę jest do niego bardzo przywiązany. Dla otoczenia
wydaje się być po prostu tajemniczym mężczyzną, który pomógł Cielowi w
powrocie do domu, który na pytanie „kim jesteś?”, odpowiada: „Jestem
piekielnie dobrym lokajem” (tak w wolnym tłumaczeniu). Rozprawia się z
przeciwnikami w mgnieniu oka, o ile są zwykłymi ludźmi. Wszystkie
rozkazy swojego kontrahenta kwituje krótkim i charakterystycznym dla Kuroshitsuji „Yes,
my lord”. Jest gotów na niemal wszystko dla swego pana, jednak jako
demon jest cyniczny i wredny. Choć troszczy się o zdrowie Ciela, lubi mu
uprzykrzać życie. Gdy chłopak nie potrafi czegoś pojąc w związku ze
swoją pracą, nie widzi z czymś związku lub najzwyczajniej sobie nie
radzi, Sebastian stoi i nic nie robi, bo jego panicz przecież nie wydał
mu konkretnego rozkazu. Pozwala chłopcu rozwikłać zagadkę samemu (a
potem się dziwić, że Ciel ma do niego pretensje). Ale nawet tak
wspaniały demon ma swoje słabe strony. Pierwszym jest jego słabość do…
kotów! Tak, Sebastian traci głowę dla kociaków, na które swoją drogą
Ciel ma uczulenie. Druga słabość demona… Nie chce nikomu psuć
przyjemności oglądania, dlatego myślę, iż wystarczy napomknąć o pewnym
Shinigami, któremu odbija na sam widok kamerdynera.
Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, to
trzeba przyznać, że pani Toboso świetnie ułożyła ich status i charakter.
Zacznijmy może od rodziny Ciela. Mamy tu Angelinę Durless, szerzej znaną
jako Madame Red. Młodsza siostra matki Ciela jest lekarzem, ubiera się
jedynie w czerwień i… Cóż. Jednym słowem nie jest do końca normalna, jak
się okazuje, jednak Ciela kocha ponad wszystko. Następnie Elizabeth
Midford, która każe siebie nazywać „Lizzy”. To kuzynka od strony ojca
Ciela i jego narzeczona. Aż dziw bierze, że Ciel jej nigdy nie nagadał
tak, by więcej się do niego nie odezwała. To optymistyczna dziewczyna
kochająca wszystko, co słodkie i nawet Sebastian nie może jej się
sprzeciwić, jeśli chodzi o słodkie ubranie. Miałam wielki ubaw widząc
poważnego, bezlitosnego demona po interwencji Lizzy. W anime nie jest to
ukazane, ale w mandze Toboso obdarzyła słodziutką blondyneczkę nadzwyczajnymi umiejętnościami w dziedzinie szermierki. To samo tyczy się jej brata, choć ten
akurat nie pokazuje się w anime. Chłopak mający świra na punkcie
młodszej siostry oraz ich matka, która na każdym kroku poprawia
rozczochrane fryzury Ciela i Sebastiana.
Jeśli chodzi o służbę Ciela,
nie da się tu nie śmiać. Najnormalniejszy jest pan Tanaka, jedyny
ocalały z poprzedniej służby. Ogranicza się do picia herbaty i
powiedzenia czegoś od czasu do czasu (nie licząc standardowego hohoho). Ogrodnikiem jest Finni, niewiele
starszy od Ciela chłopiec, który kocha świeże powietrze i zwierzęta, a
nienawidzi bycia zamkniętym w czterech ścianach. Nadzwyczaj silny,
ciągle coś psuje. Mey-Rin to dziewczyna cierpiąca na dalekowzroczność,
która swoje okulary ceni ponad wszystko. O dziwo niezdarna pokojówka ma
wprawę w posługiwaniu się bronią palną. Ostatni jest kucharz. Bard był
żołnierzem, którego Sebastian zgarnął z linii frontu. Facet nie dość, że
wszystko widzi w kategoriach wojny, to jeszcze ciągle coś wybucha,
kiedy tknie się gotowania. Cóż, należało by jeszcze wspomnieć o jednej osobie, która później dołącza do służby, ale byłby to (w moim mniemaniu) jeden z najgorszych spoilerów).
Z pozostałych bohaterów pierwszego sezonu
wyróżniają się książę Soma i jego wierny towarzysz, Agni, a także
Aleister Chamber, który moim zdaniem chyba ma robić za postać komiczną, a
jest wręcz załamujący. Kusi mnie by napisać coś o kamerdynerze Madame
Red. Grell Sutcliffe to bardzo złożona postać i niezwykle zaskakująca,
choć na dzień dobry widzimy nieograniętego chłopaka, który po każdej
porażce próbuje się zabić (więcej nie powiem, bo, jak wyżej, to okrutny spoiler). Lau natomiast wie więcej, niż się do tego
przyznaje i jest informatorem Ciela w mrocznym półświatku. Za głównego
antagonistę uznałabym anioła, choć i tu pojawia się rozbieżność. Działał
sam, czy może na zlecenie? Zależy to od tego, jak ktoś na całą sytuacje
patrzy. Ach! I nie można przecież zapomnieć o tak intrygującej postaci,
jaką jest Undertaker! Także informator Ciela, ale raczej już o
nieżyjących. Och, jak można się przy nim uśmiać! Jest jedną z tych
postaci, których nie można łatwo zapomnieć.
Jeśli chodzi o postaci drugiego sezonu, w
gruncie rzeczy nie zmieniają się. Dochodzą jednak antagoniści, jeden
lepszy od drugiego. Nie ma co rozpisywać się o demonicznych trojaczkach,
natomiast Alois Trancy i jego demoniczny kamerdyner Claude to inna
sprawa. Alois, podobnie jak Ciel, wiele przeszedł i był poniżany, jednak
odbiło się to na nim zupełnie inaczej. Kocha się bawić i znęcac nad
innymi. Jedynym, któremu pokazuje swoją słabość, jest Claude. Temu
jednak zależy jedynie na duszy chłopca, a to też do czasu. Claude zdaje
się szukać najsmaczniejszej duszy, natomiast Alois…Powiedzmy, że w jego dusza nie jest najlepszej jakości. Jest też pokojówka Hannah. Choć
zdaje się być spokojna i oddana swemu panu, potrafi namieszać.
Kreska jest ładna i bardzo przypomina tę z
mangi. Tła się podobają, muzyka idealnie wpasowana, a głosy idealnie
pasują. To co mi się najbardziej spodobało, to różnorodność w postaciach
i właśnie muzyka, zwłaszcza oba openingi i pierwszy ending z pierwszego
sezonu. I’m alive i postaci w wersji chibi… Perfekcja!
Sięgnęłam po ten tytuł, ponieważ kocham
demony i muszę przyznać, że nie zawiodłam się pod tym względem. Choć
zakończenie pierwszego sezonu wyobrażałam sobie inaczej, drugi sezon
wszystko poprawił. Wiadomo, seria doskonała nie jest, ale na pewno nie
jest też denna czy łatwa do zaszufladkowania. Ma w sobie to coś, co
przyciąga widza.
Wracając jeszcze do drugiego sezonu,
wywołuje on skrajne emocje. Jedni uważają, że był genialny, inni, że
niepotrzebny. Należę do tej pierwszej grupy, dlatego też pojawienie się trzeciego sezonu i pełnometrażówki wielce mnie ucieszyło. Wiele osób było przeciwko pojawieniu się Book of Circus, ale wyszło na to, że wreszcie ktoś wziął się do roboty i zaczął ekranizować to, co wymyśliła pani Toboso.
Polecam serie osobom, które chcą odskoczni
od zbyt przygnębiających lub nazbyt radosnych treści oraz tym, którzy
nie lubią specjalnie główkować wraz z bohaterami – wszystko i tak w
końcu się rozwiązuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz